W tym lokalu mieliśmy wykupione śniadanie, trochę się więc zdziwiliśmy, gdy pan nas rano zabrał do pobliskiej knajpy. Do wyboru praktycznie tylko jajecznica i peksimet a kawa tylko espresso. Niepocieszeni szybko zwijany manatki i w drogę. W planie, po drodze do MNE mamy jeszcze kilka miejsc.
Do wodospadów Kravica dojeżdżamy nie od strony najbardziej uczęszczane. Dorota po drodze ma okazję po raz pierwszy doświadczyć, co to znaczy wąska droga wśród skał i lęk wysokości. Na dodatek zaczyna lać. Schodzimy jeszcze kawałek w dół i znajdujemy się nad jeziorkiem otoczonym wodospadami. Miejsce bardzo urokliwe z krystalicznie czystą wodą. Zaczęliśmy żałować, że nie wzięliśmy strojów kąpielowych, zwłaszcza, że znów zrobiło się upalnie.
Do wodospadów Kravica dojeżdżamy nie od strony najbardziej uczęszczane. Dorota po drodze ma okazję po raz pierwszy doświadczyć, co to znaczy wąska droga wśród skał i lęk wysokości. Na dodatek zaczyna lać. Schodzimy jeszcze kawałek w dół i znajdujemy się nad jeziorkiem otoczonym wodospadami. Miejsce bardzo urokliwe z krystalicznie czystą wodą. Zaczęliśmy żałować, że nie wzięliśmy strojów kąpielowych, zwłaszcza, że znów zrobiło się upalnie.
Nawigacja cały czas nie działa więc nie wiem dokładnie ile zajmie nam droga. Ostatecznie decyduję się odpuścić Pocitejl (jak się później okazało całkiem niepotrzebnie) i jechać też inną trasą, nie przez Nikisic i Podgoricę, tylko wzdłuż wybrzeża czarnogórskim odcinkiem jadranki.
Trochę się obawiamy przejazdu przez granicę, gdyż mamy trochę żywnosci, której nie wolno wwozić do Czarnogóry i trochę więcej napoi (w tym piwa) niż można wwieźć, ale kończy się tylko na przejrzeniu dokumentów.
Dalsza droga to już prawdziwe góry, opelek jednak daje radę. Co chwilę stajemy żeby zrobić zdjęcia. W pewnym momencie wyjeżdżamy na szczyt wzniesienia i zapiera nam dech w piersiach widok na Bokę Kotorską.
Zjeżdżamy do Herceg Novi. Wyjaśnia się dlaczego to miasto nazywane jest "miastem kwiatów": wszędzie pełno palm, cyprysów, drzew cytrusowych, jakichś innych kwitnących krzewów.
Decydujemy się na przeprawę promową, aby nie objeżdżać całej zatoki.
Mogę już włączyć nawigację w komórce więc dalsza droga przebiega sprawnie. Po drodze mijamy z pięć kontroli radarowych. Stajemy w co ciekawszych miejscach, żeby zrobić zdjęcia. Między innymi widzimy z góry wyspę Św Stefana - jeden wielki kompleks hotelowy dla bogaczy.
Na miejscu jesteśmy ok. 16 (4 godz przed czasem). Apartament dokładnie taki jak na zdjęciach w Booking.com. Idziemy zobaczyć plażę, która jest ok. 50 m od domu. Plaża podoba się nam. Obawiałem się leżaczków z parasolami ustawionych w rządku jeden obok drugiego (mijaliśmy takie), a jest w miarę dziko i pusto.
Wieczorem decydujemy się pojechać na kolację do oddalonego o ok. 20 km Ulcinja (knajpa wybrana jak zwykle poprzez TripAdvisor) i to wspominamy jako koszmar: wąskie, strome, ciemne uliczki na jeden samochód, plątające się po drodze tłumy ludzi, brak parkingów. Musieliśmy stanąć z kilometr od centrum w takim miejscu, że strach było chodzić, nie mówiąc o pozostawieniu samochodu. Nawet nie pamiętam, co tam jedliśmy, bo cały czas myślałem, czy będzie czym wrócić do Polski.
Dzisiaj Dorota, przypomniała mi, że jedliśmy kalmary z grila i Doradę ;)
OdpowiedzUsuń